Pasja uratowała jej kiedyś życie; dzisiaj swoimi umiejętnościami dzieli się z innymi. Prowadzi spotkania ze sztuką dla dzieci, seniorów i niepełnosprawnych. :Lucyna Dembek z Wałcza każdy wolny czas poświęca dla innych, bo - jak mówi - warto spędzać czas z ludźmi, dać innym coś od siebie, bo wiele się można także od innych nauczyć.
Pochodzi z Wałcza. Po skończeniu szkoły pracowała w przedszkolach, ale ostatnie ponad dwadzieścia lat przepracowała w wałeckim Domu Pomocy Społecznej. Zatrudniona jako terapeutka zajęciowa, ale była także krawcową, scenografką, autorką scenariuszy do przedstawień, nauczycielką rękodzieła...
- Podopieczni w pracy mówili, że mam złote ręce, ja śmieję się, że raczej samolubna i nikomu nie dam zarobić, bo wszystko zrobię sama - śmieje się pani Lucyna.
***
Rękodzieła nauczyli ją rodzice.
- Mama nauczyła mnie robić na drutach, mój tata potrafił zrobić coś z niczego. Nie było zabawek, ale on zawsze dla mnie i rodzeństwa coś „wykombinował”. Znalazł jakiś przedmiot i zaraz myślał jak to wykorzystać. Ja mam to po nim: jak zobaczę coś interesującego potrafię to zrobić - opowiada. - Żeby rozwijać swoją pasję ukończyłam różne kursy rękodzieła. Taka praca sprawia mi wiele przyjemności.
Dzisiaj swoje prace najczęściej rozdaje; w domu ma zaledwie kilka wazoników i gliniane aniołki. A jej filcowane na sucho torebki noszą... mieszkanki Paryża.
***
Pasja uratowało jej kiedyś życie.
- W czasach transformacji oboje z mężem straciliśmy pracę. W domu trójka dzieci. Nie mieliśmy pracy przez kilka miesięcy, a był taki moment, że nie było co do garnka włożyć - mówi pani Lucyna i widać, że do dzisiaj to wspomnienie jest bardzo żywe. - Zaczęłam robić ubranka na szydełku i drutach, ozdoby świąteczne i sprzedawałam. Wtedy jeszcze nie było tylu stowarzyszeń czy osób zajmujących się rękodziełem, byłam jedną z pierwszych, która tym się zajmowała. Dwadzieścia lat temu dzięki mojej pasji udało nam się przeżyć kryzys.
Ponieważ wie, czym jest ubóstwo, jedzenie w jej domu się nie marnuje.
- Gdy po świętach zostają potrawy zawsze oddaję potrzebującym - mówi Lucyna. - Nie robię tego, żeby się chwalić, tylko wciąż mam świadomość, jakie straszne to uczucie być głodnym.
***
- Nie lubię siedzieć w domu. Nawet moja córka mówiła, że wciąż gdzieś pędzę, więc z części zajęć zrezygnowałam. Ale gdy zmarł mój mąż zapisałam się do różnych kółek zainteresowań, stowarzyszeń, żeby tylko nie siedzieć sama w domu. Bo samotność mnie przeraża, człowiek potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem - opowiada. - A dzisiaj sama dzielę się swoimi umiejętnościami. Sprawia mi wielką przyjemność spędzanie czasu z ludźmi, rozmowy, a jednocześnie świadomość, że mogę czegoś nauczyć. Wielką radość daje fakt, gdy moje dziewczyny 60+ mówią, że nie potrafią czegoś zrobić, a po zajęciach okazuje się, że jednak dają radę. Wszyscy mamy satysfakcję.
***
Rękodziełem zaczęła interesować się jej wnuczka.
- Ma dopiero siedem lat, ale gdy tylko jest u mnie od razu pyta: co robimy? Nie bawi się zabawkami tylko chce działać. Uczę ją szyć, dziergać na drutach, robić kwiaty z bibuły. Widzę, że tradycje rodzinne zostaną podtrzymane - śmieje się pani Lucyna.
k
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz