Starcie władzy z suwerenem

Konflikt pomiędzy burmistrzem Tuczna a częścią Rady Miejskiej oraz większością mieszkańców Marcinkowic wyraźnie się zaostrza. Arogancja samorządowca - zdaniem jego oponentów - osiągnęła apogeum i jedynym rozwiązaniem pozostaje zorganizowanie referendum o odwołaniu Krzysztofa Hary ze stanowiska. Sam burmistrz zapewnia, że postępuje zgodnie z prawem, a referendum się nie boi.

Trzeba przyznać, że Krzysztof Hara rządzi twardą ręką. Nie znosi sprzeciwu, a jak traktuje oponentów, można przekonać się obserwując transmisje z sesji. Konflikt narastał od dłuższego czasu, obecnie nastąpiła jego eskalacja. Opozycja ma już tego dość i postanowiła zorganizować referendum odwołujące burmistrza.

- Burmistrz posiada większość w Radzie i wydaje mu się, że może robić co chce - ocenia radny RM Marek Gajzler. - Ponadto kilkoro radnych jest pośrednio - poprzez pracę - zależnych od pana burmistrza, więc może wywierać na nich presję. Burmistrz nikogo nie słucha i nie znam osoby, która miałaby na niego jakiś wpływ. Nas lekceważy i bagatelizuje nasze zdanie. Można się merytorycznie spierać, lecz nie można personalnie atakować oponentów. Kierując się chorą ambicją forsuje w Marcinkowicach budowę biogazowni i nie może się pogodzić z tym, że ktoś ośmiela mu się sprzeciwić. Ciągle mówi o krzywdzie, którą wyrządza się jemu i jego matce. Słowo to pada wielokrotnie, nawet podczas sesji. W tej sytuacji jesteśmy zmuszeni do zorganizowania referendum. Oczywiście mamy osobę, która zdecyduje się kandydować na burmistrza, lecz jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. Ponadto liczę, że jeżeli referendum się uda, inni kandydaci również się pojawią, a dochodzą mnie słuchy, że tacy ludzie są. Nie ma czasu do stracenia, musimy jak najszybciej założyć komitet i zebrać odpowiednią ilość podpisów. Uważam, że należy mieszkańcom Tuczna i gminy dać szansę, aby zweryfikować wynik poprzednich wyborów, który okazał się dużym błędem.

Ostatnio doszło do kolejnego starcia z mieszkańcami Marcinkowic. Burmistrz, którego rolą jest tworzenie rozwiązań ułatwiających życie wszystkich mieszkańców gminy, widzi, inne - według niego - ważniejsze cele i dąży do zwarcia. Najpierw zrodził się pomysł, aby przekształcić miejscową szkołę w placówkę trzyklasową. Po gwałtownym sprzeciwie burmistrz odstąpił od tego pomysłu, lecz - zdaniem mieszkańców - obecnie się mści i pozbawia ich możliwości korzystania ze świetlicy.

- Nigdy nie było żadnych problemów na linii urząd  - nasze sołectwo - mówi sołtys Marcinkowic Joanna Kluska - Obecne działania burmistrza dają nam prawo myśleć, że jest to zemsta za nasz sprzeciw w sprawie budowy biogazowni. Nie chcieliśmy tego konfliktu, lecz mamy zły przykład w Rzeczycy, więc nie chcemy tego samego u siebie. Wolimy już fotowoltaikę, która choć źle wpisuje się w krajobraz, to przynajmniej nie śmierdzi. Zachowanie burmistrza wobec nas jest karygodne. Podczas posiedzenia komisji byliśmy obrażani, a pan Hara co chwila złośliwie komentował nasze wypowiedzi. Obecnie pozbawiając nas dostępu do świetlicy po prostu się mści. Nie wyszło ze szkołą, więc szykanuje nas w sprawie świetlicy. Zmieniono zamki, nie posiadamy nowych kluczy, więc musieliśmy odwołać zaplanowane zajęcia. Zastępca burmistrza coś mgliście tłumaczy, że zostaną powołani nowi opiekunowie świetlic, lecz kiedy to będzie, nie wiadomo. Powtarzam, nie chcemy konfliktu. Chcemy spokojnie żyć i żeby w tym co robimy jako lokalna społeczność nikt nam nie przeszkadzał. Ostatnią rzeczą, jaką sobie wyobrażamy, jest odwołanie wybranego niewiele ponad rok temu burmistrza. Lecz czy pan Hara zostawia nam jakieś inne wyjście?

Krzysztof Hara podkreśla, że w sprawie bioelektrowni - bo tak prawidłowo powinno nazywać się inwestycję - wszystko co robi jest zgodne z prawem, a protestują osoby, które nia mają na to wpływu. Podobnie sytuacja ma się ze świetlicą w Marcinkowicach, która lada moment zostanie ponownie otwarta. Natomiast referendum burmistrz się nie obawia i chętnie zweryfikuje swoje szanse z innymi kandydatami.

- Temat szkoły w Marcinkowicach jest całkowicie zamknięty i nie będziemy do niego wracać. Szkoła pozostanie w takim kształcie, jak funkcjonuje obecnie - twierdzi Krzysztof Hara. - Natomiast sprawa świetlicy to dłuższy temat. Jeżeli po imprezie do świetlicy wchodzą pracownicy urzędu i robią zdjęcia, na których widać, że jest pozostawiany alkohol, to mieszkańcy muszą zrozumieć, że za obiekt odpowiada burmistrz. Cokolwiek złego się stanie, ja zostanę pociągnięty do odpowiedzialności. Nie jestem - jak twierdzą niektórzy - wyłącznie zarządzającym obiektem, lecz reprezentuję właściciela, czyli gminę. Do końca ubiegłego roku wszyscy opiekunowie świetlic mieli obowiązek zdać klucze, lecz w Marcinkowicach klucze trafiły do pani sołtys. Chodziło o to, aby były zdane i w razie potrzeby mogły zostać pobrane z urzędu. W Marcinkowicach świetlica zaczęła świetnie funkcjonować, kiedy organizowało się tam komunie, wesela, czy spotkania i zabawy. Za wynajem płacono do urzędu, lecz na organizacji gastronomii można było zarobić. I nie ma w tym nic złego, lecz nikt nie powiedział, że w budynkach użyteczności publicznej ma być alkohol. Nie będzie problemu z wydawaniem kluczy osobie, która podpisze z burmistrzem umowę, lecz problem się pojawi, kiedy umowę podpisze osoba niezwiązana z grupą skupioną wokół pani sołtys. Obecnie dostęp do świetlicy istnieje. Wystarczy zgłosić się do urzędu i pobrać klucze. Natomiast na dniach - wpływają jeszcze podania - wybierzemy opiekuna świetlicy. Konfliktu nie ma, a niektórzy uważają, że ja się mszczę, że nie pozwolono wybudować bioelektrowni. Gdyby w prawie administracyjnym istniał mechanizm, który pozwala mieszkańcom na blokowanie takiej inwestycji, to w ich mniemaniu mógłbym się mścić. Lecz zgodnie z prawem odstąpić od inwestycji może wyłącznie właściciel i nikt inny - w tym mieszkańcy -  nie mają na to wpływu. Co do referendum powiem tak: po to stworzono demokratyczne mechanizmy, żeby można było z nich korzystać. Nikomu przecież tego nie zabronię. Jeżeli grupa z panem Gajzlerem na czele chce się zmierzyć z Harą w referendum, zapraszam. Dla nich nieważne kto będzie burmistrzem, liczy się wyłącznie to, aby nie był nim Hara. Na koniec jako komentarz do zarzutu o zależność niektórych radnych, zadam tylko jedno pytanie. Jeżeli na jakieś stanowisko ubiega się tylko jedna osoba lub nawet dwie, lecz w tym jedna z terenu naszej gminy, to kogo - zdaniem moich oponentów - mam zatrudnić? Jesteśmy małą społecznością i praktycznie wszyscy się znamy, więc taki zarzut można by było formułować w każdym przypadku.

piotr

PS

Dowiedzieliśmy się również, że w Tucznie nie odbędzie się tradycyjne spotkanie noworoczne podsumowujące ubiegły rok. Jak stwierdził burmistrz, koszty organizacji imprezy są zbyt wysokie, a skromniejsze obchody mogą wywołać krytykę, więc lepiej, aby się w ogóle nie odbyły.