Zamknij

Miłość i sztuka = pełnia szczęścia

15:15, 26.04.2019 P.K Aktualizacja: 15:17, 26.04.2019
Skomentuj

Z twórcą Bałaganu Artystycznego Markiem Gajzlerem o tym, jak zaczęła się jego przygoda ze sztuką, co go ściągnęło do Tuczna i co go tu trzyma oraz o tym, jak to się dzieje, że ciągle chce mu się chcieć rozmawia Zuzanna Błaszczyk-Koniecko.

Czym( a może kim) jest Bałagan? 

- To mój pseudonim, jeszcze z czasów studenckich. Przydał się, kiedy 20 lat temu zacząłem organizować koncerty i szukaliśmy nazwy dla pierwszego festiwalu, jaki odbył się na scenie kameralnej kaliskiego teatru. Mieszkałem wtedy w Kaliszu i przyjaciel wrobił mnie we współprowadzenie klubu w teatrze, co doprowadziło do zorganizowania na scenie kameralnej dwóch festiwali i kilkunastu pojedynczych koncertów. Nazwa Bałagan Artystyczny i cała działalność przetrwała i przeniosła się wraz ze mną najpierw do Kluczborka, a później do Tuczna.

Skąd i kiedy wziąłeś się w Tucznie?

- Zawodowo zajmuję się chyba zarządzaniem biznesem, ale nie jestem pewien, czy to właściwe określenie. I przez to właśnie, kilkanaście lat temu, trafiłem do Tuczna, gdzie znajomy kupił nieczynny tartak i szukał człowieka do uruchomienia i prowadzenia tej firmy. Po dziesięciu latach pracy tutaj, w jednym miejscu czułem potrzebę zmian i przyjąłem ofertę pracy w innej branży i innym miejscu. Jednak szybko razem z rodziną stwierdziliśmy, że poza Tucznem nie chcemy mieszkać i po trzech latach wróciliśmy z ulgą do naszego ukochanego miejsca. Od razu zorganizowałem kolejny festiwal, zacząłem przygotowania do własnej działalności na bazie współpracy z dawniej zarządzanym tartakiem a przy czwartej próbie uzyskania  mandatu mieszkańcy w końcu obdarzyli mnie zaufaniem i zostałem radnym miejskim. Tak więc prowadzę w tej chwili działalność społeczną na dwóch polach - kulturalnym i samorządowym.

Według wielu przez lata byłeś jednoosobową instytucją kultury w Tucznie. Co sprawia, że chciało ci się i nadal chce to robić?

- Na początku robiłem to, by zapełnić pustą przestrzeń w życiu kulturalnym - nawet w stutysięcznym Kaliszu nie funkcjonował żaden klub prezentujący alternatywną muzykę i skupiający życie artystyczno-towarzyskie. Teraz nadal promocja ambitnej sztuki jest bardzo ważna, ale po latach element towarzyski, społeczny okazał się ważniejszy. Tylu wspaniałych ludzi udało mi się dzięki tej działalności spotkać, że nie byłoby to możliwe w inny sposób. Mam wielką rodzinę przyjaciół, którzy darzą się wzajemną sympatią i szacunkiem, często wspólnie tworzą ambitne projekty artystyczne. Każdy, kto ceni  życie rodzinne i atmosferę spotkań w gronie najbliższych, niech sobie wyobrazi najwspanialsze święta w wielkiej, stuosobowej rodzinie. Tak wyglądają są nasze festiwale. Dla mnie to są najważniejsze rzeczy w życiu - miłość i sztuka. Jak uda się połączyć jedno z drugim, to mam pełnię szczęścia.

Jesteś w stanie policzyć ile wydarzeń udało ci się zorganizować lub współorganizować w Tucznie?

- Nie, nie jestem w stanie. Myślę, że nie jestem nawet w stanie na szybko przypomnieć sobie wszystkich miejsc, w jakich te imprezy się odbyły. Inspirujące było to, że na początku, nie mając własnego lokalu, prawie każdy koncert organizowałem w innym miejscu - czynne i nieczynne knajpy, opuszczona rzeźnia, stadion miejski, plaża… Nigdzie nie zapisuję tych wydarzeń, nie mam pełnej dokumentacji, nie dbam o to specjalnie, bo ważne jest to, co się dzieje tu i teraz, a nie wspominanie przeszłości. Przez kilkanaście lat trochę tego było, ale nadal wierzę, że liczy się tylko to, co przed nami.

Jakie były największe wydarzenia?

- Największe były oczywiście festiwale MISIETUPODOBA, w których tworzenie zaangażowanych było po kilkadziesiąt osób - artyści z Poznania, którzy tworzyli trzon programowy, ich przyjaciele-artyści z całej Polski i zagranicy, którzy udostępniali własną twórczość i duże grono tuczynian, którzy pomagali ogarnąć zaplecze techniczne i logistykę. Moja rola sprowadzała się głównie do skoordynowania tego wszystkiego, żeby kilkadziesiąt imprez w kilkunastu miejscach, w ciągu trzech dni dało się ze sobą połączyć i bez katastrofy doprowadzić do końca.  Ale nie rozmach tych imprez był najważniejszy, zresztą nigdy nie chciałem, by się za bardzo rozrosły w sensie frekwencji. Ważne jest to, co udało się wnieść do życia kulturalnego naszej społeczności. Dlatego cenię sobie objazdowe koncerty na platformie samochodowej organizowane w wioskach naszej gminy, koncerty, jakie odbywały się w kościele, czy ostatni cykl koncertów w zamku, gdzie udało się przyciągnąć spore grono słuchaczy… Może zadziałała też magia tego miejsca? I cieszę się, że powstało tyle ciekawych murali, które są ozdobą i atrakcją turystyczną Tuczna.

Murale są świetne. To już wizytówka Tuczna.

- Najcenniejszy dla mnie jest mural na przystanku kolejowym, gdzie udało się zamienić okropną, rozpadającą się na oczach podróżnych ruderę w piękne dzieło sztuki, witające odwiedzających nasze miasteczko. W dodatku namówiłem PKP do współfinansowania tej operacji, a przy naszym muralu zaraz powstał kolejny, na sąsiedniej ścianie, z inicjatywy innego społecznika, Bogusia Dzikowicza. I to jest cenne, że takie działania nas łączą, dają poczucie wspólnoty. Bez zaangażowania wielu mieszkańców Tuczna skala działalności byłaby dużo mniejsza.

Nie robisz wszystkiego sam. Kto ci pomaga?

- Nie sposób wymienić wszystkich, więc nie będę nikogo przywoływał z imienia, tym bardziej, że na pewno bym kogoś pominął i byłby ambaras. Jest nawet taka teoria, że w ogóle by tych wszystkich wydarzeń nie było, gdyby nie pomocni ludzie z Tuczna. Wszystkich zasług bym sobie nie odbierał, ale sporo w tym prawdy.

Ściągnąłeś do miasta całą masę artystów, wymienisz choć kilku? Kilku postanowiło związać się z Tucznem na dłużej. Jak myślisz dlaczego? 

- Znowu, nie wymienię nikogo, bo skrzywdziłbym tych, o których nie wspomnę. Czym mam się kierować przy wyborze kilku nazwisk? Ich rozpoznawalnością? To nie jest dla mnie żadne kryterium. Wręcz przeciwnie, niektórym sława zaszkodziła i teraz nie mają czasu nawet wpaść do Tuczna na kilka dni, by chwilę odpocząć od życia w biegu. Niektórym z kolei sława i kasa pomogły zrobić ważne artystycznie rzeczy. A jeszcze inni pozostają całe życie znani tylko nielicznym, a jednak wywierają olbrzymi wpływ na życie artystyczne. To są giganci, których nazwiska jednak nie robią niemal na nikim wrażenia. Więc nie mówmy o nazwiskach, bo za chwilę może się okazać, że na przykład ci, którzy grali u mnie w ostatni weekend dla trzydziestu osób wylądują w znanych salach koncertowych i telewizji, choć dziś prawie nikt ich nie zna. Tak samo z tymi, co tu mieszkali, mieszkają, albo zamieszkają w przyszłości. Oczywiście, że cieszę się, że są z nami, bo jest weselej, bo łatwiej działać wspólnie, niż samemu, bo przyciągają kolejnych artystów, ale nie ważne, jakie noszą nazwiska, tylko jakimi są ludźmi i jaką sztukę tworzą. Zaproponuję za to wyjaśnienie, dlaczego wiążą się w różnym stopniu z Tucznem. Bo to jest piękne miejsce, bo tu są przyjaźni ludzie, bo powoli powstaje środowisko artystyczne i może zacznie się kiedyś, niedługo efekt kuli śniegowej i doczekamy w Tucznie kolonii artystów, która wzbogaci to miejsce zarówno w sensie kulturalnym, jak społecznym i nawet czysto ekonomicznym. 

Wiem, że lubisz to miasto i zależy ci na jego rozwoju, także kulturalnym. Jak byś widział przyszłość tego miasteczka, biorąc pod uwagę ten aspekt?

- Wszystko wymaga czasu, na wszystko musi przyjść odpowiednia pora. W Tucznie dzieją się już teraz ważne artystycznie rzeczy, kwitnie bogate życie kulturalne. Mamy w tej chwili dwa prywatne kluby - Bałagan Artystyczny i Klub Tu. Do tego wydarzenia artystyczne kreuje zamek. Wszystkie te trzy instytucja współpracują ze sobą… Pokaż mi inną miejscowość tej wielkości, niebędącą znanym kurortem albo osiedlem milionerów, o takiej skali działalności kulturalnej.

Nie pokażę, bo drugiego takiego miasta jak Tuczno nie znam.

- W kręgach twórców niezależnych Tuczno ma markę porównywalną z największymi ośrodkami w Polsce, a znane jest też poza granicami. Oczywiście można by zwiększyć zasięg działania lub przyspieszyć pewne procesy, gdyby władze samorządowe dostrzegły, że to jest jakaś wartość, choćby marketingowa. Ale nie ma takiej konieczności, nic na siłę. Wartościowa sztuka i autentyczna współpraca społeczna wybronią się same. Zresztą w przypadku sztuki niezależnej wsparcie instytucjonalne bywa niebezpieczne, bo wymaga kompromisów, często ograniczających swobodę wypowiedzi. Póki co, udaje się działać bez kasy publicznej, a to daje nieprawdopodobną wolność, cenniejszą niż wszystko inne. Jedyne, co mi grozi, to awaria kręgosłupa, bo sprzęt estradowy lekki nie jest, lata lecą, a młodzieży jakoś nie widać. I właśnie ten brak młodych twarzy mnie martwi i zastanawiam się, co robimy nie tak?

Dziękuję za rozmowę

(P.K)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

aaaa

4 4

,,W Tucznie dzieją się już teraz ważne artystycznie rzeczy, kwitnie bogate życie kulturalne.,, chory człowiek//// 22:08, 29.04.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%