Po głębokim zastanowieniu postanowiłem, że w nadchodzących, prezydenckich wyborach zagłosuję na Andrzeja Dudę. Doskonale wiem, że jest „długopisem” rządu i bezkrytycznie podpisuje wszelkie uchwalane przez Sejm ustawy. Prospołeczne działania rządzących i te wszystkie „plusy” są bliskie sercu lewicowca, za jakiego się uważam, lecz taka polityka robiona jest ze złymi intencjami. Kiedy Jarosław Kaczyński mówi o „budowie nowych elit” w domyśle chodzi mu o likwidację starych. Prezes nie kryje, że potrzebne jest do tego zakończenie „reformy sądownictwa”. Choć uważam, że „reforma” po obsadzeniu I Prezes Sądu Najwyższego człowiekiem Ziobry już się dokonała. PAD akceptuje niszczenie państwa, ponadto bez skrupułów łamie Konstytucję, lecz pomimo tego oddam na niego swój głos. Dlaczego? Ponieważ przegrana Andrzeja Dudy może okazać się bardzo niebezpieczna. W takim przypadku zupełnie realnym scenariuszem wydaje się wprowadzenie - oczywiście na polecenie JK - stanu wyjątkowego lub - co jeszcze gorzej się kojarzy - stanu wojennego. I w takiej rzeczywistości znakomicie odnajdzie się Antoni Macierewicz i jego Wojska Obrony Terytorialnej. Pretekst zawsze się znajdzie. Może to być „wykrycie” siatki szpiegów w kręgach polityków opozycji, czy też zbyt agresywne - zdaniem władzy - działania aktywistów LGBT. Wydaje się jednak, że wystarczy prowokacja prawicowych bojówkarzy podczas protestów niezadowolonych pracowników, czy pracodawców skutkująca brutalną interwencją policji. Dla rządzących najlepiej byłoby jeszcze, aby z tłumu padły strzały z stronę funkcjonariuszy. W takim przypadku na ulicach pojawiają się oddziały WOT wspierane przez wojsko i policję, parlament zostanie rozwiązany, wprowadzi się zakaz zgromadzeń i zawiesi większość praw obywatelskich. Oczywiście wszystkie stacje telewizyjne i radiowe - oprócz TVP - przestaną działać, prasa - z wyjątkiem Gazety Polskiej - nie będzie drukowana, a medialny monopol pozwoli rządzącym przedstawiać wyłącznie swoją wersję wydarzeń. Pozostanie internet, lecz pewnie zostanie mocno ograniczony. Czy taki zamach stanu jest możliwy i czy taki scenariusz jest realny? Po ostatnich wyborach parlamentarnych PiS straciło Senat i ta strata była policzkiem dla Zjednoczonej Prawicy. Gdyby do tego 28 czerwca PAD nie zostałby wybrany na kolejną kadencję, żadna kontrowersyjna ustawa przedstawiona przez większość w Sejmie nie miałaby szans na uchwalenie. Utrata władzy byłaby dla rządzących Zarazą, Wojną, Głodem i Śmiercią w jednym. Czterej jeźdźcy Apokalipsy przejechaliby się po spółkach skarbu państwa, wielu urzędach, służbach i wymiotły nominantów obecnej opcji, którzy choć niekompetentni są wierni, więc warci stołków i apanaży. Ciekawe jak na niezgodny z porządkiem konstytucyjnym pucz zareagowaliby nasi sojusznicy i sąsiedzi? Największe oburzenie nastąpi w Unii Europejskiej, lecz w miarę upływu czasu osłabnie i Francja oraz Niemcy zajmą się swoimi sprawami, spychając Polskę jeszcze bardziej na margines. Jankesów niewiele to obejdzie, a Rosjanie będą zacierać ręce i spokojnie czekać na rozwój wydarzeń. W kraju pewnie nastąpi fala niezadowolenia i protestów, lecz szybko opadnie i ludzie przyzwyczają się do sytuacji. Dlatego zdecydowałem się głosować na PAD. Ze strachu. Jego ponowny wybór gwarantuje, że dotkliwych i - uchowaj Boże - krwawych represji nie będzie.
piotr
PS Na jednym z portali przeczytałem, że po „Warszawce” krąży taka oto plotka. Jeżeli Andrzej Duda nie wygra w pierwszej turze z Rafałem Trzaskowskim różnicą większą niż 10 procent i nie zdobędzie poparcia na poziomie 40 punktów procentowych, partia rządząca nie dopuści do drugiej tury i wprowadzi stan wyjątkowy.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz