Piłkarze wałeckiego Orła pokonali na własnym terenie beniaminka ligi. Goście wysoko postawili poprzeczkę i o zwycięstwie gospodarzy zdecydowały ostatnie minuty i trochę szczęścia.
Orzeł Wałcz - Biali Sądów 2:0 (0:0)
Orzeł: Odolczyk - Michalik, Dziekański, Wesołowski, Juracki – Kowalczuk (Rogiewicz), Burak, Popiołek, Cerazy (Stolarski) - Albin (Dybaczewski) Wegner (Hermanowicz).
Bramki: Wegner, Popiołek.
Co bardziej spostrzegawczy kibice zauważyli, że na ławce trenerskiej Orła nie zasiada Marcin Łyjak, a w jego zastępstwie drużyną kierował Artur Szapowicz. Od razu pojawiły się spekulacje jakoby po ostatnich niepowodzeniach Orła trener popadł w niełaskę. Jednak po meczu prezes klubu Dariusz Baran stwierdził krótko, że trener Łyjak przebywa na szkoleniu.
Spotkanie toczyło się w sporym upale, który powodował, że piłkarze zbytnio nie forsowali tempa i grali jakby zrywami. Pierwsze minuty były nerwowe u obu stron, zawodnicy próbowali atakować, lecz nie zapominali o defensywie. Pierwsi na akcję większą liczbą graczy zdecydowali się goście - w 6. minucie i dwie minuty później pod bramką Orła było gorąco. Najpierw do zagranej wzdłuż linii bramkowej piłki nikt z piłkarzy Białych nie doszedł, a później futbolówka po strzale z kilku metrów przeszła tuż obok słupka. W odpowiedzi wałczanie wyszli w 15. minucie kontrą, lecz dośrodkowanie wyłapał bramkarz przyjezdnych, a uderzenie Albina minutę później było zbyt lekkie. Gospodarze mogli objąć prowadzenie w 20. minucie, lecz piłkę po strzale Jurackiego golkiper gości końcami palców sparował na rzut rożny. Ten sam zawodnik mógł zdobyć bramkę samobójczą w 25. minucie, kiedy to próbując wybić piłkę we własnym polu karnym trafił w spojenie słupka i poprzeczki. W końcówce pierwszej połowy goście podkręcili tempo i w 35. minucie Odolczyk musiał się mocno wyciągnąć, aby obronić daleki strzał a tuż przez przerwą Michalik zablokował ostre uderzenie. Drugą odsłonę przejezdni rozpoczęli od szybkich ataków i dwukrotnie pod bramką gospodarzy powstało ogromne zamieszanie, jednak obrońcy zdołali wybić piłkę. W 63. minucie Wesołowski nieprzepisowo zatrzymał w polu karnym rywala i arbiter wskazał na „wapno”. Egzekwujący rzut karny zawodnik Białych nie trafił w światło braki i wyraźnie przestrzelił. Później nastąpiło spowolnienie gry i żaden z zespołów nie bardzo kwapił się do ataków. Dopiero w 85. minucie do zagranej na wolne pole piłki dobiegł Wegner i mając przed sobą tylko bramkarza rywali, spokojnie trafił do siatki. Goście jeszcze próbowali walczyć, lecz kiedy w już doliczonym czasie gry Popiołek również w sytuacji sam na sam pokonał golkipera przyjezdnych, dali sobie spokój.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz