Mieszkańcy nie odpuszczają

Ponownie mieszkańcy Marcinkowic zjawili się na obradach komisji Rady Miejskiej w Tucznie, żeby przyjrzeć się planom przekształcenia placówki. 

Przypomnijmy, projekt był już omawiany na posiedzeniu wspólnym komisji pod koniec grudnia. Radny Paweł Sochacki wnioskował wtedy o zdjęcie go z porządku i przełożenie na Komisję Spraw Społecznych i Budżetu. Mówił, że radni mają za mało informacji, żeby poddać projekt uchwały pod głosowanie. Jego wniosek został przyjęty.

Komisja SSiB odbyła się 13 stycznia. W obradach również uczestniczyli mieszkańcy, część nauczycieli i dyrektor Alicja Wdowińska.

Ośmioklasowa Szkoła Podstawowa im. Mieszka I w Marcinkowicach ma być przekształcona w szkołę z klasami I-III z oddziałami przedszkolnymi z ostatnim dniem sierpnia tego roku. Choć z pierwotnego uzasadnienia zniknęły kuriozalne zapisy, jak na przykład ten mówiący o tym, że niska liczba uczniów w klasie ma negatywny wpływ na rozwój poznawczy, społeczny i emocjonalny uczniów, zarówno dyrektor, jak i społeczność Marcinkowic mają do uzasadnienia wiele zastrzeżeń.

Dyrektor A. Wdowińska po raz kolejny poprosiła o wyniki ankiety lub diagnozy, na której opierały się władze gminy formułując tezę, że „Istnieje zdiagnozowana niechęć rodziców z obwodu szkoły do posyłania dzieci do SP w Marcinkowicach”. Zastępca burmistrza Janusz Bartczak powiedział, że dla niego diagnozą jest liczba uczniów z obwodu szkoły w Marcinkowicach, którzy chodzą do szkoły w Tucznie. Nauczycielka Elżbieta Pawlak przypomniała, że obwód SP w Marcinkowicach pokrywa się z obwodem zlikwidowanej już szkoły w Płocicznie, skąd po skandalu z udziałem nauczyciela i uczennicy wielu rodziców przepisało swoje dzieci do Tuczna.

- To nie była niechęć do SP w Marcinkowicach, tylko niechęć do szkoły w Płocicznie - mówiła E. Pawlak. - Teraz po prostu i rodzice, i uczniowie się przyzwyczaili. Nie będą przecież co chwilę zmieniać dzieciom szkoły.

A. Wdowińska, odnosząc się do uzasadnienia, podkreśliła, że szkoła jest systematycznie doposażana, uczniowie również uczestniczą w projektach, także w tych, w których biorą udział ich koledzy z Tuczna. J. Bartczak powiedział, że ostatnia kontrola Sanepidu, który sprawdzał meble i sprzęt sportowy  z atestem, wykazała, że wymogi spełnia tylko 80 proc. wyposażenia, w Tucznie jest to 100 proc.

Ważnym argumentem uzasadnienia są słabe wyniki egzaminu ósmoklasisty, dyrektor A. Wdowińska już wcześniej tłumaczyła, że był to jednorazowy wypadek, bo połowa uczniów posiadała opinię o konieczności dostosowania wymagań edukacyjnych, ale egzamin pisali tacy, jak wszyscy. Zapewniała, że w przyszłym roku wyniki będą dobre, bo uczniowie obecnej ósmej klasy uważani są za bardzo zdolnych. W odpowiedzi J. Bartczak przytoczył wyniki sprawdzianów po 6 klasie z kilku ostatnich lat, w których porównano osiągnięcia uczniów z Marcinkowic ze średnią powiatu. Według przytoczonych przez przedstawiciela samorządu danych, nie wypadły korzystnie dla SP w Marcinkowicach. A. Wdowińska zarzuciła J. Bartczakowi, że wyciągnął te wyniki, które pasują do założonej przez niego z góry tezy, bo bywały lata, że SP w Marcinkowicach wypadała dobrze.

- Kiedy rozmawiałam z pracownikami Kuratorium Oświaty, usłyszałam, że przy przekształceniu szkoły nie można brać pod uwagę wyników jednego egzaminu - broniła się A. Wdowińska.

- Panie z KO powinny mieć sobie wiele do zarzucenia, że nie zareagowały w żaden sposób, kiedy te wyniki się ukazały. Myślę, że mogą mieć z tego powodu kłopoty - stwierdził J. Bartczak.

J. Bartczak zarzucał dyrektor A. Wdowińskiej, że ma bałagan w dokumentach, że nie przypilnowała pewnych spraw, że jest kiepską gospodynią, skoro ktoś ciągle psuje szkolną furtkę. Dyrektor mówiła, że jest dyrektorem od 12 lat i do tej pory nikt nie miał do niej takich zastrzeżeń. Wręcz przeciwnie, burmistrz Krzysztof Hara obiecywał, że szkoła zostanie utrzymana, będzie się rozwijać. Ze strony mieszkańców padały głosy, że to zemsta za to, że sprzeciwili się budowie biogazowni.

E. Pawlak zaapelowała, żeby nie uzasadniać konieczności zamknięcia szkoły niskimi wynikami egzaminów i tym, że rodzice czują do placówki niechęć.

- Niech to się nie dzieje kosztem tych dzieci, absolwentów i nauczycieli. Tej argumentacji nie możemy przyjąć - mówiła. - Jeśli chodzi o planowane oszczędności, które mają wynieść 600, 700 tysięcy, chcę zapewnić, że na pewno takie nie będą. Proszę pamiętać o kosztach dojazdów, zwiększenia liczby godzin w świetlicach, zajęć wyrównawczych i korekcyjnych. Jako prezes Lidera Wałeckiego, który prowadzi wiejskie szkoły, Janusz Bartczak widzi potrzebę inwestowania w małe szkoły. Proszę, nie bądźmy hipokrytami.

J. Bartczak wykazywał, że przekształcenie placówki przyniesie zakładane oszczędności. Tłumaczył, że trzeba szukać cięć, dowodził, że podobne problemy występują też w innych samorządach.

- Miejmy świadomość, że poziom dofinansowania oświaty z roku na rok maleje, kiedyś burmistrzom na wypłaty wystarczało to, co dostawali w ramach subwencji. Teraz już nie wystarcza - mówił. - W 2020 roku z budżetu gminy do oświaty dołożymy 3,5 mln zł. Zarzuca się nam, że chcemy sprzedawać gminne działki, ale nikt nie myśli o tym, że zaraz nie będzie czego sprzedawać, żeby spiąć budżet.

Również A. Wdowińska przekonywała, że koszty przekształcenia będą niższe od zakładanych. Mówiła o subwencji, która dla SP w Marcinkowicach jest wyższa niż dla SP w Tucznie z uwagi na to, że jej szkoła jest małą placówką. Skarbnik Violetta Stępień zwróciła jednak uwagę, że dzielenie subwencji nie ma sensu, bo to tylko prognoza, nie została jeszcze naliczona, dlatego trudno mówić o konkretnych kwotach.

Radny Marek Gajzler mówił, że już teraz w świetlicy SP w Tucznie jest bardzo ciasno i jest przekonany, że świetlica nie pomieści kolejnych uczniów. J. Bartczak powiedział, że świetlicę można zorganizować w trzech salach. Kiedy padł argument o tym, że młodsze dzieci będą miały mniej godzin niż uczniowie starszych klas, ale autobus będzie jeden i będą musiały kilka godzin czekać na niego po zakończeniu zajęć, zastępca burmistrza obiecał, że zorganizują wcześniejszy kurs dla młodszych dzieci.

- Mimo że państwo stawia nas w trudnej sytuacji finansowej, zadaniem gminy jest kształcenie i musimy to udźwignąć - mówił na koniec M. Gajzler. - Wydaje się, że los tej szkoły jest przesądzony, ale nie róbmy tego w pośpiechu, nie w tym trybie. Szkoła w Tucznie tego nie udźwignie, warunki nauczania tam się pogorszą, więc decyzja będzie miała wpływ nie tylko na dzieci z Marcinkowic, ale także na uczniów SP w Tucznie. Mówimy o oszczędnościach, ale z jednej strony mamy szkołę, która kształci i ośrodek kultury, który kultury nie generuje.

Radny otrzymał od mieszkańców brawa.

- Mówienie, że Szkoła Podstawowa w Tucznie tego nie udźwignie to nieprawda, przecież tam było gimnazjum - irytował się J. Bartczak. - Nie rozmawialibyśmy teraz o tej sprawie, gdyby państwo normalnie traktowało samorządy.

Uchwała w tej sprawie zostanie przedłożona pod głosowanie na jednej z najbliższych sesji.