Czy burmistrz uderzył radnego?

Radny Rady Miejskiej w Tucznie Marek Gajzler twierdzi, że został zaatakowany przez burmistrza Krzysztofa Harę i doszło do naruszenia nietykalności cielesnej. Burmistrz zaprzecza, incydent został zgłoszony na policję, najprawdopodobniej zostanie również zawiadomiona prokuratura.

O tym, że burmistrz Tuczna oraz radny nie darzą się sympatią i toczą boje wie praktycznie każdy mieszkaniec gminy i spora część społeczeństwa powiatu. Przeciwnicy K. Hary - wśród których jest również M. Gajzler - niezadowoleni z jego działań jako gospodarza gminy doprowadzili do tego, że ma odbyć się referendum w sprawie odwołania burmistrza. Dotychczas spór toczył się wyłącznie podczas sesji, czy też obrad komisji i choć dyskusja często była ostra, nie dochodziło do rękoczynów.

Podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej popierający burmistrza rajcowie podjęli decyzję o wygaszeniu mandatu opozycyjnej radnej Magdaleny Wesół-Tereszczak. Jak argumentował K. Hara, radna zaorała fragment drogi gminnej, następnie go obsiała przez to czerpała korzyści z gospodarowania na mieniu gminy, czego zabrania ustawa. Podczas tej samej sesji Marek Gajzler zwrócił uwagę, że podobnie postąpił burmistrz i jednocześnie rolnik Krzysztof Hara, który zaorał i obsiał część drogi gminnej w okolicach Rusinowa. Więc - argumentował radny - obie sprawy winny być traktowane jednakowo. Burmistrz stwierdził, że działka o której mówi M. Gajzler to nie jego ziemia.

Eskalacja konfliktu nastąpiła 29 kwietnia.

- 27 kwietnia wysłałem zawiadomienie do przewodniczącego Rady oraz do wiadomości wojewody o bezumownym korzystaniu z drogi gminnej przez Krzysztofa Harę - mówi radny Marek Gajzler. - Szybko zareagował burmistrz. Dwa dni później przyjechał ciągnikiem na miejsce, gdzie obsiał gminną drogę i zaorał ziemię. Czy chciał ukryć swoje poprzednie działanie? Zreflektował się i postanowił przywrócić użyteczność drodze? Lub liczył, że usunie dowody swojego postępowania. Jeżeli był na tym polu, to znaczy, że to jego ziemia. Kiedy filmowałem jego postępowanie, K. Hara podszedł i uderzył mnie w rękę, wytrącając telefon. Przypomnę, że nagrywałem osobę publiczną w publicznym miejscu. Następnego dnia złożyłem zawiadomienie na policji.

Oczywiście burmistrz ma zupełnie odmienne zdanie od adwersarza na temat tego incydentu i wyraźnie zaznacza, że nie uderzył radnego, więc jego wersja jest nieprawdziwa.

- Droga, o której mówimy, jest w 90 procentach zarośnięta i dlatego ludzie jeżdżą po jednej i drugiej stronie, po prywatnych polach - w rozmowie telefonicznej tłumaczył Krzysztof Hara. - Dzierżawca mojego gruntu worywał się w drogę, a ponieważ nie ma słupków granicznych, nie wiadomo jak ona przebiega. Kiedy w tamtym rejonie 29 kwietnia jechałem wieczorem traktorem, w pewnym momencie zza krzaka wyskoczył radny i zaczął mnie filmować. Byłem zaskoczony i mało co na niego nie najechałem. Jego zachowanie było co najmniej dziwne. Zatrzymałem się, wysiadłem z ciągnika i kiedy się zbliżałem do M. Gajzlera, ten nagle zaczął się cofać, potknął się i telefon wypadł mu z ręki. Nie uderzyłem go. Twierdził, że jestem teraz skończony, że mają na mnie haki i że mnie już nie ma. Kiedy zaproponowałem, abyśmy zawiadomili policję, on po prostu wsiadł w samochód i uciekł.

Prezentowane nagranie w internecie pokazuje, jak K. Hara podchodzi do filmującego i co bardziej dociekliwi mogą dopatrzeć się ruchu ręki burmistrza, czego następstwem miało być wytrącenie telefonu. Ponieważ trudno jest zająć jednoznaczne stanowisko, każdy zainteresowany powinien obejrzeć nagranie i samemu wyciągnąć wnioski. Sprawa zapewne na tym się nie skończy, ponieważ M. Gajzler zapowiedział złożenie wniosku do prokuratury o naruszenie nietykalności cielesnej.