Zamknij

Trudne czasy potrzebują swoich bohaterów

10:22, 01.05.2020 Z. Błaszczyk-Koniecko Aktualizacja: 10:26, 01.05.2020
Skomentuj

Z wałczaninem Marcinem Zarębą - strażakiem i ratownikiem medycznym o tym, dlaczego zdecydował się pracować w dwóch tak wymagających zawodach, o pierwszych wyjazdach, trudnych chwilach i tajnikach pracy przy zwalczaniu epidemii koronawirusa rozmawia Zuzanna Błaszczyk-Koniecko.

Jesteś i ratownikiem medycznym, i strażakiem. Co sprawiło, że zdecydowałeś się na wykonywanie tak trudnych zawodów?

- Najpierw trafiłem do Państwowej Straży Pożarnej, dopiero kilka lat później była praca w Państwowym Ratownictwie Medycznym.  Moja przygoda z ogólnie rozumianym ratownictwem rozpoczęła się od ratownictwa wodnego. Przez kilka lat zabezpieczałem wałeckie kąpieliska jako ratownik WOPR. Ratowniczego rzemiosła uczyłem się od starszego kolegi, który pracował wcześniej w pogotowiu jako sanitariusz. Podczas wspólnych dyżurów usłyszałem wiele  historii związanych z pracą w ambulansie. Właśnie wtedy pojawiła się pierwsza myśl o tym zawodzie.  Pracując na basenie poznałem kolegów, którzy służyli w PSP i postanowiłem spróbować swoich sił w ogłoszonym naborze. Udało mi się zaliczyć wszystkie testy i w marcu 2010 roku założyłem strażacki hełm. Po ukończeniu studiów medycznych rozpocząłem pracę w pogotowiu ratunkowym. To środowisko jest dość hermetyczne, ale przyjęto mnie bardzo życzliwie, od przełożonych otrzymałem spory kredyt zaufania.  Łączenie obu zawodów nie jest rzeczą prostą, pochłania bardzo dużo czasu. Korzyści finansowe z pracy na dwóch etatach są odczuwalne, jednak zdecydowałem się na ten ruch głównie dla rozwoju osobistego.

Pamiętasz swoje pierwsze wyjazdy karetką i wozem strażackim, pamiętasz pierwszego pacjenta i pierwszą akcję?

- Oczywiście, to były emocje, których nie sposób zapomnieć. Moją pierwszą akcją w PSP był pożar lasu. Zaskoczyła mnie wtedy dynamika prowadzonych działań i skuteczność, z jaką starsi służbą koledzy potrafili walczyć z żywiołem. Działania PSP to gra zespołowa, więc musiałem się w miarę szybko zaadoptować i odnaleźć swoje miejsce w drużynie. W pogotowiu moim pierwszym wyjazdem był poród. Było trochę nerwów, ale wszystko się dobrze skończyło. To niezapomniane uczucie widzieć, jak rodzi się nowe życie, to wielkie szczęście móc w tym asystować.

Jaka była twoja najtrudniejsza akcja/wezwanie?

- Z perspektywy czasu sądzę, że najtrudniejszymi dla mnie zdarzeniami, w które byłem bezpośrednio zaangażowany, były dwa wypadki komunikacyjne z udziałem ludzi, których dobrze znałem. W obu przypadkach niestety nie udało nam się ich uratować. Po jednym z tych zdarzeń otrzymałem telefon od rodziny osoby, która zginęła. Rodzice chcieli wiedzieć, jak wyglądały ostatnie chwile ich syna. Proszę mi wierzyć, że głosów, które słyszałem wtedy w słuchawce telefonu, nie da się zapomnieć.

W pogotowiu bywa czasami tak, że zabierając pacjenta do szpitala mamy świadomość, że pomimo wszelkich naszych starań  jest to jego ostatni przejazd. Sam pacjent i jego rodzina nie są tego świadomi, jednak my już to wiemy i ta nieuchronność nadciągającej śmierci i nasza wobec niej bezradność, wywołują w nas uczucia, które wewnętrznie nas zmieniają. To są traumatyczne przeżycia, z którymi muszą się mierzyć wszyscy zaangażowani w ratowanie życia. Każdy z nas reaguje inaczej i każdy inaczej definiuje perspektywę nagłej śmierci. Dlatego tak szalenie istotne jest, żeby w tych chwilach, kiedy dajemy z siebie wszystko a mimo to przegrywamy walkę o czyjeś życie, być dla siebie oparciem i wzajemnie się wspierać.

Oba zawody cieszą się dużym zaufaniem społecznym, ale są bardzo źle opłacane, muszą, więc dawać coś innego? To satysfakcja z pomagania ludziom w potrzebie? Adrenalina?

- Sam często się zastanawiam, dlaczego taką drogę wybrałem. Myślę, że to kwestia zarówno fascynacji, jak i odnajdywania głębszego sensu w tym, co robię. Adrenalina też na pewno ma tu znaczenie. Lubię zmienność zdarzeń i nieprzewidywalność chwili.

To prawda, że praca ratownika i strażaka jest trudna, niebezpieczna. Zarówno strażakom, jak i ratownikom często zdarza się pracować w niesprzyjających warunkach, i pod presją czasu. Często muszą błyskawicznie podejmować decyzje, gdy na szali jest życie i śmierć ludzi. Gdy wracają do domu, często są osamotnieni w swoich emocjach. Wiedzą, że obrazów, które widzieli, nigdy nie zapomną. To wszystko zniechęca do służby, jednak po drugiej stronie jest możliwość ratowania ludzkiego życia, a to jest - według mnie - największe z powołań.

 W ubiegłym roku ratownicy medyczni strajkowali. Popierałeś ten protest? Jakie zmiany  uważasz za konieczne, żeby służba była bezpieczniejsza i lepiej opłacana?

- Jak każda grupa zawodowa ratownicy medyczni zmagają się z problemami, które dotyczą często organizacji pracy oraz spraw kadrowych.  Podobnie jak cała reszta systemu ochrony zdrowia Państwowe Ratownictwo Medyczne boryka się z brakami kadrowymi w swoich szeregach. Brakuje ratowników w zespołach wyjazdowych oraz na oddziałach szpitalnych. Oczywiście popieram działania protestacyjne moich kolegów i mam nadzieję, że nastaną czasy, kiedy ratownicy medyczni będą mogli już w wieku 55 lat uzyskać pełne świadczenia emerytalne. Charakter pracy w PRM sprawia, że po 60. roku życia mało który ratownik jest w stanie efektywnie wypełniać swoje obowiązki. Należy również zmienić zasady doskonalenia zawodowego, gdyż dzisiaj Rozporządzenie Ministra Zdrowia nakłada na ratowników medycznych obowiązek szkolenia się. Na szkolenia ratownicy jeżdżą w ramach urlopów wypoczynkowych a koszty szkoleń i wyjazdów pokrywają z własnej kieszeni. Również koszty przedłużenia uprawnień kierowców ambulansów pracownicy ponoszą sami, przy czym w innych służbach wszystkie tego typu obciążenia zabezpiecza pracodawca.

Sądzę, że istotną kwestią są też modele zatrudnienia ratowników w systemie, bo choć w naszym województwie ten problem praktycznie nie występuje, to w kraju są ratownicy zatrudnieni tylko na tzw. umowach śmieciowych. Dzisiaj w dobie epidemii ratownicy lądują na dwutygodniowej kwarantannie w sytuacjach, kiedy wystąpi nawet niewielkie prawdopodobieństwo zakażenia. To jest dla nich równoznaczne z utratą środków do życia. To samo dotyka lekarzy, ratowników i pielęgniarki pracujących na kontraktach. Warto wiedzieć, że tych jest w naszej przestrzeni ratowniczej zdecydowana większość.

Jak twoi koledzy z PSP reagują na fakt, że jako ratownik medyczny masz kontakt z ludźmi zarażonymi koronawirusem?

- Środowisko strażaków jest dość specyficzne. Pracując w systemie 24-godzinnym spędzamy ze sobą sporo czasu, dzięki czemu całkiem dobrze się poznajemy. Oczywiście podobnie jak w innych zakładach pracy, tak i w PSP występują niepokoje związane z bezpośrednim udziałem w transportach osób zakażonych. Mają one jednak charakter incydentalny i wynikają bezpośrednio z braku świadomości w kwestii zabezpieczeń i transmisji zakażenia SARS COV-2. W większości przypadków spotykam się ze wsparciem strażaków, to dla mnie ważne. Bardzo w to wierzę, że trudne momenty, przez które wszyscy przechodzimy, tylko umocnią w nas poczucie braterstwa i solidarności, dzięki czemu będziemy mogli wykonywać naszą pracę jeszcze skuteczniej.

Podczas epidemii strażacy realizują czynności, które również narażają ich na niebezpieczeństwo. Dlatego jestem pełen podziwu dla kolegów, którzy stoją na granicy i mierzą temperaturę osobom przejeżdżającym. Również słowa uznania należą się druhom Ochotniczych Straży Pożarnych, którzy z czystego poczucia obowiązku udzielają pomocy osobom, które na wskutek różnych okoliczności, znalazły się w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia. Jestem przekonany, że epidemia w Polsce może i utrudniła naszą pracę, jednak nie zmieniła nas jako ludzi.   

Z jednej strony medykom Polacy biją teraz brawa, mówią, że są bohaterami, z drugiej zdarzają się przypadki wręcz piętnowania przedstawicieli tego środowiska. Sąsiedzi pewnej lekarki wymogli na niej, żeby się wyprowadziła z bloku, bo uznali, że stanowi dla nich zagrożenie. Sąsiedzi młodego lekarza powiedzieli swoim dzieciom, żeby nie zbliżały się do jego dzieci, bo roznoszą zarazę. To nie są incydentalne przypadki. Podobne historie zdarzały się u nas, ale medycy nie chcą o nich mówić.

- Wielu pracowników ochrony zdrowia spotkały podobne historie. Epidemia to dla nas wszystkich nowa przestrzeń. Ponieważ problem nie sprowadza się jedynie do naszego podwórka, ma charakter globalny, jeszcze bardziej potęguje uczucie niepokoju. Ten niepokój manifestuje się w postawach społecznych, czego my ratownicy często jesteśmy świadkami. Ponieważ osoby niezwiązane bezpośrednio z ochroną zdrowia nie znają procedur bezpieczeństwa, które obowiązują podczas postępowania z osobami zakażonymi SARS COV-2, często traktują personel medyczny jak potencjalnych nosicieli. Oczywiście mimo że rozumiemy, z czego wynikają powyższe obawy, nie zmienia to faktu, że czujemy się skrzywdzeni taką opinią. Ratownicy medyczni podczas pracy często spotykają się z przejawami agresji. Tak było i przed epidemią. W żadnym stopniu nie zmienia to jednak naszego podejścia do wykonywanej pracy. Znam przypadek lekarza, który podczas wyjazdu został pobity przez agresywnego pacjenta. Pomimo widocznych obrażeń lekarz w tym samym dniu wrócił na dyżur i dalej wykonywał swoją pracę.

Jest nam bardzo miło, kiedy społeczeństwo docenia nasze poświęcenie, jednak nie robimy tego dla poklasku. Zawód, który wybraliśmy, nakłada na nas obowiązek niesienia pomocy potrzebującym i będziemy to robić bez względu na to, jak społeczeństwo nas zdefiniuje.

Czujesz się w pracy bezpieczny?

- Tak, czuję się bezpieczny, ponieważ wdrożone procedury obowiązujące w zespołach ratownictwa medycznego są teraz bardzo restrykcyjne i kładą duży nacisk na ochronę personelu medycznego. Ufam opinii ekspertów, którzy określili, jaki powinien być standard zabezpieczeń podczas postępowania z pacjentem zakażonym SARS-Co-V2.

Jak wygląda procedura transportu pacjenta podejrzanego o zarażenie koronawirusem?

- W przypadku planowanego transportu medycznego ratownicy mają sporo czasu na przygotowania. Transport odbywa się specjalnie do tego przygotowanym ambulansem. Wewnątrz znajduje się tylko niezbędny dla danego przewozu sprzęt.

Jeżeli chodzi o sposoby zabezpieczeń i ochrony indywidualnej ratowników, to powszechnie stosuje się półmaski P2 lub P3, okulary lub gogle i nierzadko dwie lub nawet trzy pary rękawic ochronnych. Kiedy wzrasta poziom zagrożenia, tzn. mamy do czynienia z uzasadnionym podejrzeniem lub potwierdzonym przypadkiem COVID-19, dodatkowym środkiem ochrony przed skażeniem cząstkami aerozolu zawierającymi SARS–CoV-2, staje się specjalistyczny jednorazowy kombinezon ochronny. Pozwala on ratownikom na bezpieczne poruszanie się w przestrzeni skażonej przez patogeny. W ratownictwie medycznym unikamy korzystania z półśrodków, więc jeżeli tylko zachodzi taka potrzeba, kombinezon ochronny jest standardowym zabezpieczeniem.

Kolejnym elementem ochronnym dla załogi ambulansu jest odpowiednie zabezpieczenie pacjenta przed rozprzestrzenianiem czynnika zakaźnego. Ponieważ transmisja wirusa SARS COV-2 odbywa się głównie drogą kropelkową, pacjent wyposażany jest w maskę oraz lekki kombinezon z rękawicami ochronnymi i przyłbicą. Takie zabezpieczenie jest wystarczające, by skutecznie odizolować go od środowiska. Następnie karetka wyjeżdża w wyznaczoną wcześniej trasę. Samo kierowanie ambulansem przez ratownika-kierowcę zabezpieczonego w indywidualny pakiet ochrony biologicznej nie jest rzeczą prostą. Utrudnienia mogą wynikać ze zniekształconego obrazu widzianego przez często parujące gogle oraz szczelności akustycznej kaptura kombinezonu. Ponieważ nie stosuje się prowadzenia transportu w konwoju przez policję lub inne służby, konieczne jest zachowanie szczególnej ostrożności.

Po przekazaniu pacjenta w wyznaczonym miejscu na oddziale szpitalnym, załoga karetki udaje się do miejsca określonego przez dyspozytora, by wykonać dekontaminację. Odkażeniu podlega ambulans wraz z załogą. Ratownicy dokonują dezynfekcji przecierając wnętrze ambulansu gazą nasączoną środkiem dezynfekcyjnym o działaniu przeciwwirusowym. Następnie opuszczają wnętrze karetki, umieszczając wewnątrz specjalistyczne urządzenie odkażające. Dekontaminacja ambulansu może potrwać nawet do 2 godzin.  Na zewnątrz, w specjalnie do tego celu przygotowanym namiocie, ratownicy zdejmują środki ochrony osobistej w określonej kolejności, zgodnie z procedurą. Bardzo istotne jest, aby na tym etapie nie popełnić żadnego błędu. Wszelkie odpady zostają umieszczone w specjalnych pojemnikach, oznaczonych jako wysoko zakaźne. Po zakończeniu tych wszystkich czynności i uzyskaniu zgody dyspozytora załoga może wrócić do bazy. 

Dużo zmieniło się w twojej pracy od czasu wybuchu pandemii? Jak wyglądał twój dzień w pogotowiu przed i jak wygląda teraz?

- Sam rozkład dnia nie uległ jakimś drastycznym modyfikacjom. Nadal obowiązuje dwuzmianowy system pracy, która w zasadzie polega na realizacji zleceń wskazanych przez dyspozytora medycznego. W czasie oczekiwania na wyjazd prowadzimy doskonalenie zawodowe lub zajmujemy się konserwacją sprzętu. Zmiany mają charakter organizacyjny i dotyczą głównie sposobów zabezpieczania się i postępowania z pacjentem zakażonym. Niestety sytuacja epidemiczna w Polsce ulega dynamicznym przemianom. W związku z tym każdy pacjent musi być traktowany przez ZRM jako potencjalnie zakażony. Samo wejście do mieszkania lub wykonywanie czynności na ulicy jest dla ratowników niebezpieczne. Wymaga to od nas wdrażania procedur zabezpieczania się przed zakażeniem i stosowania środków ochrony indywidualnej.

Ratownictwo medyczne z natury funkcjonuje w warunkach zagrożenia czynnikami biologicznymi. W każdej sytuacji stosowane są procedury zmniejszające ryzyko transmisji. Sądzę, że nie ma w Polsce stacji pogotowia ratunkowego, w której nie ma procedur bezpieczeństwa. Dzisiaj szczególne środki ostrożności skierowane są na mycie rąk, ich dezynfekcję i stosowanie odzieży jednorazowej do kontaktu z pacjentami. Ważne jest dokonywanie bieżącej dekontaminacji ambulansów, niezależnie od tego, czy transport dotyczył pacjenta podejrzanego o zachorowanie na COVID-19, czy był to zwykły wyjazd systemowy.  

 Z mediów znamy akcję #NieKlamMedyka. Zdarzało się, że pacjenci zatajali przed wami informacje o możliwym zakażeniu/kontakcie z osobą zakażoną lub w drugą stronę - udawali, że ich stan może być wywołany koronawirusem, choć ani objawy, ani wywiad tego nie potwierdzały?

- Tak, zdarzały się takie przypadki, zwłaszcza na początku epidemii. Akcja edukacyjna #NieKłamMedyka miała za zadanie uświadomienie społeczeństwu, jak ważne dla prawidłowego funkcjonowania systemu ochrony zdrowia jest mówienie prawdy w wywiadzie. Podczas interwencji ZRM personel medyczny często nie ma możliwości unikania bezpośredniego kontaktu z pacjentem. Wiele osób z różnych względów zataja niepokojące objawy, takie jak: gorączka, duszność, suchy kaszel, uczucie zmęczenia i bóle mięśni. Wiele osób ukrywa również fakt kontaktu z osobami zakażonymi lub potencjalnie narażonymi na zakażenie SARS COV-2. Często dotyczy to osób z małych miejscowości, gdzie zakażenie wirusem oznacza publiczną stygmatyzacje i wykluczenie przez społeczność. Taka sytuacja jest bardzo groźna dla zespołów ratownictwa medycznego, bo oznacza wyłączenie z systemu na czas wykonania testów. Problem w identyczny sposób dotyka szpitalnych oddziałów ratunkowych. Dlatego dzisiaj w dobie zagrożenia epidemicznego reorganizuje się prace SOR-ów. Jednym z elementów tej reorganizacji jest stworzenie tzw. wysuniętych punktów wstępnej segregacji tak, aby nikt, kto nie przeszedł identyfikacji i wstępnej oceny medycznej, nie miał dostępu do oddziału. W wielu szpitalach w całej Polsce straż pożarna stworzyła podobne punkty w namiotach pneumatycznych. Pozwala to uniknąć wielu przypadków zamykania oddziałów szpitalnych w celu pełnej dekontaminacji.   

Boisz się, że zarazisz się od pacjenta? Masz czasami takie myśli - po co mi to, to zbyt ryzykowne, pójdę na zwolnienie?

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Niewątpliwie sytuacja, z którą się obecnie zmagamy, wzbudza w nas niepokój. Pracując na pierwszej linii frontu walczymy z czymś, czego tak naprawdę jeszcze dobrze nie poznaliśmy. Wątpliwości są zrozumiałe, bo każdy z nas ma rodzinę i martwi się o swoich bliskich. Dlatego mam wielki szacunek dla moich kolegów z zespołu, którzy z pełnym poświęceniem wykonują swoją pracę pomimo tego, że z racji osiągniętego wieku znajdują się w grupie ryzyka. Ich odwaga i poczucie obowiązku jest dla mnie inspiracją i motywuje do kolejnych wyzwań.   

Chciałbyś coś przekazać swoim pacjentom, mieszkańcom, znajomym? Jakieś rady? Wskazówki?

- Nie wydaje mi się, żebym miał monopol na wiedzę i zapewne wśród czytelników znajdą się osoby o wiele bardziej kompetentne do publicznego udzielania rad i wskazówek.

W mojej opinii czas epidemii pewnego dnia się skończy i trzeba to przetrwać. Dlatego uważam za słuszne stosowanie się do wszelkich zaleceń ekspertów po to, by chronić siebie i bliskich.

COVID 19 to tak naprawdę dla nas wszystkich czas wielkiej próby. Podczas epidemii sami decydujemy, kim dla siebie nawzajem jesteśmy. Swoją postawą w sytuacji zagrożenia określimy to, jak zapamiętają nas nasze dzieci i jakie wartości będą im przyświecały w przyszłości. Strach potęguje w nas pewne instynkty, którym często ulegamy dając upust wściekłości. Przepełnieni lękiem zapominamy o serdeczności, zrywając więzy przyjaźni i oddalając się od siebie nawzajem. Koronawirus niestety poddaje próbie definicje naszej lojalności i braterstwa.  Dlatego postępujmy tak, aby kiedy umilkną już napawające lękiem telewizyjne głosy, móc minąć się na ulicach miasta z uśmiechem i podniesionym czołem.

Trudne czasy potrzebują swoich bohaterów. Według mnie bohaterami są zwykli ludzie, którzy z potrzeby serca pomagają tym szczególnie potrzebującym. Bohaterami są ci, którzy robią starszym ludziom zakupy i ci, którzy całkowicie pro bono wspierają system ochrony zdrowia. W imieniu wszystkich pracowników stacji Pogotowia Ratunkowego w Wałczu chciałbym podziękować i przekazać wyrazy szacunku dla wszystkich przyjaciół i partnerów, którzy cały czas nam pomagają w tych trudnych chwilach. Dziękujemy firmom cateringowym za pyszne obiady oraz za wsparcie ze strony samorządu i prywatnych darczyńców, którzy przekazali nam w użytkowanie sprzęt do przeprowadzania dekontaminacji i środki ochrony indywidualnej.  To pomoc, za którą jesteśmy bardzo wdzięczni.

Dziękuję za rozmowę

Fot. Robert Nowicki

(Z. Błaszczyk-Koniecko)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

WalczaninWalczanin

8 1

?‍?+?‍?=?? 22:14, 01.05.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

EvanderEvander

8 1

Dobra robota :) Oby więcej takich wiadomości. 10:19, 02.05.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%