Niedawno, bo w grudniowym papierowym wydaniu gazety „Extra Wałcz” zamieszczono mój tekst „Takie prawo”, w którym odniosłem się do procedur związanych z umożliwieniem budowy obiektu handlowego przed oknami budynku mieszkalnego przy ul. Wojska Polskiego 52a w Wałczu.
Wówczas byłem przekonany /uwierzyłem informacjom prasowym/, że pozwolenie na tę budowę wydane zostało w oparciu o decyzję o warunkach zabudowy z 2015 roku. Teraz wyszło na jaw, że to nie ten dokument był podstawą uzyskania w 2022 roku pozwolenia na budowę. Tym samym ci, którzy próbowali, w kontekście spiskowej teorii, powiązać Bogusławę Towalewską /będącą w owym czasie burmistrzem Wałcza/ z obecnym inwestorem - musieli się srogo zawieść. Dobra dla nich wiadomość jest taka, że można dalej snuć tę teorię, teraz już jednak wobec obecnych włodarzy. Dodatkowym argumentem będzie zapewne to, że decyzję - z sierpnia 2021 roku - o warunkach zabudowy terenu pod handel, wydano na wniosek tego samego inwestora, który ubiegał się o nabycie kompleksu działek pod budownictwo jednorodzinne w przysłowiowych widełkach.
Żeby było jeszcze ciekawiej, to okazało się, że Wspólnota mieszkaniowa nieruchomości Wojska Polskiego 52a nie została uznana za stronę postępowania o wydawanie tej decyzji. Tym samym próby wmawiania mieszkańcom, że sami są sobie winni, bowiem nie odwołali się od decyzji, okazały się nie tylko bezpodstawne, ale wręcz obraźliwe.
Czy mieszkańcy usłyszą słowo "przepraszam"? Nie wiem. Czy wystarczy słowo "przepraszam"? Wątpię.
Przy okazji, że poruszam wątek związany z zamieszkiwaniem w budynkach wielorodzinnych, pozwolę sobie przypomnieć kilka kwestii dotyczących gospodarowania miejskim zasobem mieszkaniowym.
Otóż Miasto Wałcz, tak jak prawie dwa i pół tysiąca innych gmin w Polsce jest właścicielem nieruchomości gruntowych, budynkowych oraz lokalowych. Nieruchomości te wchodzą w skład mienia komunalnego, czyli należą do wałczan tworzących z mocy prawa wspólnotę samorządową. Wśród ogółu majątku służącego wykonywaniu zadań ustawowo na nas nałożonych są także lokale mieszkalne i niemieszkalne tak zwane użytkowe. Nie zamierzam w niniejszym tekście omawiać kryteriów, jakie trzeba spełni
, by móc korzystać z tych lokali.
Chcę jedynie przypomnieć politykę w zakresie sprzedaży i utrzymania miejskiego majątku funkcjonującą w Wałczu od początku transformacji ustrojowej, a więc już grubo ponad trzydzieści lat. I nie chodzi mi o działki pod budownictwo jednorodzinne, a już na pewno nie o te, które położone są między ulicami Nowomiejską i Kołobrzeską. W gronie radnych pomysły dotyczące formy sprzedaży tych działek są tak rozbieżne, że nawet kwestia prawidłowości ich wyceny, wywołana na Sesji Rady Miasta w trakcie debaty nad budżetem na 2024 rok, spowodowała emocje i w sumie ją zakończyła.
Okazuje się jednak, że zgoła inna sytuacja występuje w gospodarce mieszkaniowej. Otóż wszystko wskazuje na to, że radni i burmistrz mają tożsame spojrzenie w powyższej sprawie.
W Wałczu, na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, majątek komunalny między innymi obejmował prawie trzy i pół tysiąca mieszkań i sklepów. Obecnie wielkość ta zmniejszyła się - w wyniku wyburzeń i przede wszystkim w skutek sprzedaży - o ponad dwa tysiące sześćset lokali. Dane te wskazują, że pomysł Miasta na gospodarowanie mieszkaniowym zasobem w szczególności sprowadzał się do wyburzeń budynków, a nade wszystko do sprzedaży lokali. Nie zmienia tych faktów nieśmiała próba ograniczenia możliwości wykupu wynajmowanych mieszkań, zapoczątkowana w poprzedniej kadencji Rady Miasta.
Wysokość środków na utrzymanie zasobu mieszkaniowego była limitowana wysokością pieniędzy zebranych od najemców. Z tych środków uiszczano również wpłat należnych wspólnotom mieszkaniowym, w wysokości wynikającej z posiadanych przez Miasto udziałów.
Chlubnym wyjątkiem w tym zakresie było zapewnienie budżecie Miasta/kilkanaście lat temu/dodatkowych finansów z przeznaczeniem na wymianę konstrukcji i pokrycia dachów oraz wykonanie elewacji budynków przy Placu Wolności.
Nie chcę komentować zasad stosowanych przez dziesiątki lat, bowiem byłem jednym z tych, który je realizował w zakresie wyburzeń i eksploatacji. Dopowiem jedynie, że brak wspomagania komunalnych mieszkań znaczącymi środkami z miejskiego budżetu było ewenementem na skalę krajową. Gdy usłyszałem, że może się to zmieni
, to poczułem się trochę zaskoczony, mimomimo że bezpośrednio mnie to już nie dotyczyło.
Na sesji październikowej w 2023 roku, w trakcie omawiania działalności miejskich spółek, poruszono temat związany z koniecznością przeznaczenia z budżetu dodatkowych finansów na utrzymanie niedoinwestowanego zasobu mieszkaniowego. Słuchając wyrażanych opinii poczułem, że jest to możliwe i pomyślałem/z odrobiną zazdrości/, że teraz zarządca będzie mógł w większym stopniu spełniać oczekiwania i potrzeby lokatorów.
Już oczami wyobraźni widziałem budżet Miasta zaproponowany przez burmistrza z uwzględnioną po stronie wydatków, w rozdziale 70007, kwotą wyższą, przynajmniej o jeden milion zł, od tej po stronie dochodów. Już widziałem jednogłośne głosowanie radnych aprobujące tę propozycję. Już widziałem zapis w budżecie mówiący o rozpoczęciu, w ramach społecznej inicjatywy mieszkaniowej, budowy dwóch budynków 24 rodzinnych.
Rzeczywistość okazała się inna. W budżecie Miasta na 2024 rok nie ma wzmianki o rozpoczęciu budowy mieszkań, a zamiast zwiększyć środki na utrzymanie istniejącego zasobu, uszczuplono je i w ten sposób dochody z najmu zmniejszyły się o kwotę ponad siedmiuset sześćdziesięciu tysięcy zł, czyli cześć czynszu i opłat eksploatacyjnych przeznaczono na zgoła inne cele. Nie zamierzam spekulować na jakie.
Tym samych diagnoza burmistrza i radnych o potrzebie dofinansowania zasobów mieszkaniowych nie wytrzymała próby czasu. Okoliczność ta potwierdza, że zbieżność poglądów Rady Miasta i burmistrza w kwestii gospodarki mieszkaniowej jest niepodważalna.
Może to i dobrze - przecież cały czas jestem zwolennikiem zgodnego działania organów stanowiącego i wykonawczego.
Marek Pawłowski